Złoto Igrzysk Olimpijskich przyjeżdża do Łodzi. Zwycięzca z Tokio, Kajetan Duszyński udowadnia, że
w życiu można zrealizować każdy plan. Świetnie łączy pasję sportowca z prowadzeniem badań naukowych i pisaniem doktoratu. Bo sport jest dla wszystkich i najbardziej w nim liczy się rozwój osobisty. Jak połączyć sport z nauką? Którą ścieżkę kariery wybrać na studiach? Dlaczego Łódź?
O tym rozmawialiśmy z Kajetanem Duszyńskim.
Igrzyska Olimpijskie? Ciężko opisać to słowami
Jakie to uczucie być Olimpijczykiem?
Na pewno nieznane do tej pory, jest to na pewno coś innego, bardzo satysfakcjonujące i bardzo spełniające. I duma, że mogę reprezentować kraj. Zawsze wyjazd na takie imprezy – na Igrzyska, Mistrzostwa Europy czy Świata to poczucie dumy, że można nosić orzełka na piersi. Myślę, że to jest
w tym wszystkim najpiękniejsze.
Jakie były Twoje oczekiwania na Igrzyskach?
Jeżeli ktoś w ogóle oczekiwał, że możemy zdobyć medal, to jest coś niesamowitego. Pamiętam nagłówki, które czytaliśmy z chłopakami po sztafetach w Chorzowie i eliminacjach. Byliśmy mocno rozczarowani, ludzie tracili wiarę. Wypowiadano się, że po raz pierwszy od 29 lat sztafeta nie pojedzie na Igrzyska. Musieliśmy wierzyć mocno, walczyć o tą kwalifikację. W zasadzie ze startu na start coś dokładać od siebie. Finał tej historii jest taki, że w ciągu miesiąca poprawiamy wynik sezonu o 4 sekundy. To jest abstrakcja, nie wiedziałem, że uda nam się doprowadzić do czegoś takiego. I tak uważam, że naszą sztafetę stać byłoby na medal, ale ten poziom był niesamowicie wysoki i tak to ułożyło się. My się z tego naprawdę cieszymy i to nas buduje na przyszłość.
Jaka była Twoja pierwsza myśl po minięciu linii mety?
Ciężko powiedzieć, ponieważ podczas biegu za bardzo nie myślę, to wszystko dzieje się automatycznie. Nagle, jakby pstryknięcie palcem i olbrzymia eksplozja radości ze środka. Tego uczucia, jak się domyślacie, nie da porównać się do niczego innego. Myślę, że dlatego też ciężko opisać to słowami. Najbardziej pamiętam to, jak rzuciła się na mnie moja drużyna i ich radość zaraziła mnie. To było w tym wszystkim najpiękniejsze i najbardziej namacalne. Bo wszystko inne…myślę, że dojrzeję do tego
z perspektywy czasu. Tak jednorazowo nie da się tego wszystkiego opisać.
Wyprawa do Japonii brzmi egzotycznie. Czy pomimo ograniczeń pandemicznych miałeś okazję do poznania Japonii, jej kultury lub mieszkańców?
Nie, nie było za bardzo takiej okazji. Przebywaliśmy przed Igrzyskami na obozie w Zao Bodairze i tam nas powitali mieszkańcy. Przygotowali występ artystyczny, bardzo mi się podobał. Wykonali piosenkę, która miała być grana na Igrzyskach. Sześć razy ją ćwiczyli, ale niestety nie dopuścili ich do jej przedstawienia podczas IO. To był chyba największy zalążek tej kultury. Poza tym, jak pojechaliśmy już do Tokio, przebywaliśmy ciągle w wiosce olimpijskiej i nie było szans gdziekolwiek wyjść. Ja w tym widzę same plusy. Nie robiliśmy zbędnych kilometrów, mogliśmy regenerować się i odpoczywać. Tak na pewno trochę by mnie pokusiło i zrobiłbym wypad na miasto.
Rodzinna atmosfera kluczem sukcesów AZS
Do Tokio pojechałeś jako zawodnik klubu AZS Łódź. Dla polskiego Akademickiego Związku Sportowego, zakończone Igrzyska były wielkim sukcesem. Aż 15 sportowców wróciło z medalem olimpijskim, w tym 8 ze złotym krążkiem. Co wskazałbyś, jako główny czynnik sukcesu sportowców AZS?
Myślę, że jest tu atmosfera rodzinna. Ja największą siłę widzę w moim trenerze, który najlepiej potrafi mnie przygotować do biegu na 400 m w tym kraju, przynajmniej pod moim kątem. Każdy zawodnik musi szukać własnej drogi na osiągnięcie sukcesu i to właśnie stanowi dla mnie siłę i wartość w tym klubie.
Były inne dyscypliny, które chciałeś trenować?
Pamiętam, że chciałem grać w piłkę nożną, ale mama nie chciała zapisać mnie do klubu sportowego. Zacząłem sam biegać po parku, później poszedłem do gimnazjum sportowego. Tam pod okiem trenera stawiałem pierwsze kroki, a jak poszedłem na studia to przeniosłem się tutaj [do AZS Łódź – red].
Pomiar laktatu to nie dwie cyferki
Studia zaczynałeś na Politechnice Śląskiej, przeniosłeś się później na Politechnikę Łódzką. Skąd taka zmiana?
Ja na studia poszedłem, żeby móc utrzymać się sportowo. Taki był początek. Studia bardzo mi się spodobały i odkryłem w nich nową pasję. Przeniosłem się do Łodzi ze względu na trenera, nie zmieniając kierunku. Bo też zaczynałem od biotechnologii.
Z trenerem Krzysztofem Węglarskim zacząłem współpracować podczas kadry Polski, bardzo spodobało mi się jego podejście do treningów. Właściwie to on przekonał mnie, abym przeniósł się tutaj i takie kroki podjąłem.
Na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności Politechniki Łódzkiej piszesz doktorat o krystalografii białek. Czy wiedza naukowa przydaje Ci się w karierze sportowca?
Myślę, że każda wiedza jest użyteczna. Sport jest bardzo interdyscyplinarną dziedziną. Można holistycznie od wielu różnych stron do niego podejść. Bezpośrednio to nie przekłada się, to jest dziedzina nauki wchodząca w biologię strukturalną. Badamy bardzo małe molekuły i ich struktury, aby zrozumieć życie od środka, od bardzo małych cząsteczek. Mnie troszeczkę przekłada się to na sport, bo lepiej rozumiem biochemię, fizjologię wysiłku i mogę lepiej podejść do treningu. To właśnie mnie w tym wszystkim fascynuje – że mogę analizować i rozumieć. Dla mnie pomiar laktatu po treningu to nie dwie cyferki, które wyświetlają się na monitorze. Zdaję sobie sprawę, że na tym pasku są immobilizowane enzymy, które odpowiednio katalizują tamte reakcje i pozwalają przeprowadzić odczyt.
Trudno połączyć karierę naukowca i sportowca?
Myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. W moim przypadku nie. Myślę, że tutaj największą rolę odgrywali ludzie, których spotykałem. Oraz to, że lubię zdobywać wiedzę, uczyć się. Przez pierwsze dwa stopnie – inżynierskie i magisterskie – to jak najbardziej wystarczało. Na doktoracie wymagane jest dużo więcej wysiłku. Nie jest to działanie odtwórcze, w stylu „żeby się czegoś nauczyć”. Trzeba dać dużo od siebie i mieć jakiś wkład. Tu troszkę koliduje ze sportem, ale jest nadal możliwe. Są przykłady ludzi, którzy skończyli doktorat, trenując równocześnie. np. Patrycja Wyciszkiewicz, Rafał Omelko, Michał Pietrzak. Z tego co wiem, to nie były dziedziny, przy których musieli być na miejscu. Mogli prowadzić naukę zdalnie, nie musieli robić badań, których wymaga moja dziedzina.
Sport to więcej niż wynik
Czas na Łódź. W jaki sposób kojarzy Ci się to miasto? Gdzie w Łodzi lubisz spędzać czas poza sportem i nauką?
Wstyd powiedzieć, dużo Łodzi nie zobaczyłem. Przeprowadziliśmy się razem
z dziewczyną i staramy się zwiedzać to miasto. Jesteśmy w nim poniekąd zakochani, podoba nam się. Dużo znajomych dziwi się temu, ale my mimo wszystko znaleźliśmy artystyczny urok. Ta strona artystyczna najbardziej nam się podoba. Jest w tym coś pięknego i tajemniczego. Lubimy po nim spacerować.
Łódź w przyszłym roku będzie gościć kilka tysięcy sportowców podczas Europejskich Igrzyskach Akademickich EUG 2022. Będzie to wielkie święto sportowców – studentów z całej Europy. Jak myślisz, dlaczego udział w tej imprezie będzie dla nich ważny?
Oczywiście, że będzie ważny dla sportowców, bo wyznacza nowe cele i pozwala rozwijać się. Uważam, że sport ma większe wartości niż uzyskiwanie po prostu poszczególnego wyniku. To jest przede wszystkim mobilizacja i pokazanie ciężkiej pracy. Jesteśmy biologicznymi maszynami i aktywność fizyczna jest dla nas niezbędna. Tak nas ukształtowała ewolucja. Myślę, że EUG 2022 będą stanowiły istotny punkt dla sportowców.